Mam na imię Justyna, urodziłam się 3 stycznia 1998 roku. W trzecim dniu mojego życia przewieziono mnie  do innego szpitala, ponieważ nie mogłam oddać smółki – powodem było nierozwinięte jelito. W Bydgoskim szpitalu wykonano mi operacje polegająca na wyłonięciu przetoki skórno-jelitowej. Spędziłam tam dwa długie miesiące. W trakcie leczenia pooperacyjnego stwierdzono u mnie mały przyrost masy ciała. Mama karmiła mnie piersią, mimo to nie przybierałam na wadze, dopiero kroplówki pomogły wzmocnić mój organizm.

Po dwóch miesiącach pobytu w szpitalu, po raz pierwszy byłam w domu. Moje pozorne zdrowie i szczęście rodziców nie trwało długo, ponieważ w lipcu trafiłam ponownie na odział z silna biegunka i bólami brzuszka. Lekarze doszukiwali się przyczyny biegunki a także tak  małego przyrostu masy ciała. Po przeprowadzonym wywiadzie p. doktor z mamą podejrzewano , że mam coś z zespołem złego wchłaniania, bądź  biegunka chlorkowa. Wykonano mi masę badan. Zrobiono mi również próbę potowa na zawartość chlorków w pocie, pierwszego dnia 40 mg% w drugim dniu 14 mg%. W końcu mogłam wrócić do domu. W październiku otrzymałam skierowanie na badanie w kierunku choroby genetycznej. Czekałam z rodzicami, z nadzieja ze wszystko będzie dobrze. Niestety, na początku kwietnia 1999 roku przyszło potwierdzenia   ze mam MUKOWISCYDOZE.

Wprowadzono mi odpowiednie leczenie oraz inhalacje. W 1999 roku przeszłam druga operacje polegająca na zamknięciu przetoki skórno-jelitowej. Po kilkunastu dniach wróciłam z mamą do domu. Niestety mój stan zdrowia był różny, bywały gorsze dni, lepsze… Częste napady kaszlu męczyły mnie zwłaszcza nocą – nie dawały mi się wyspać, męczyłam się okropnie, często musiałam brać antybiotyki, oraz dodatkowe inhalacje tylko po to żebym mogła zasnąć w nocy i spać spokojnie. Po jakimś czasie wykonano mi również testy, które wykazały ze jestem uczulona na sierść kota, psa, kurz, oraz pleśnie pod różna postacią. A przecież tak bardzo kocham zwierzęta…